To już listopad. NBA łapie powoli rytm, z którym zostawi nas aż do czerwca i choć przedsezonowa liczba pytań na razie wciąż się tylko powiększa, z dnia na dzień otrzymujemy też coraz więcej odpowiedzi. Czy Suns są na serio? Czy Andre Drummond wprowadzi Pistons do play-offów? Czy Houston rzeczywiście zamierzają tracić 46 punktów w pierwszych kwartach swoich meczów? W kolejnym odcinku podcastu Zarychta na Solo, nasz naczelny podsumowuje drugi tydzień rozgrywek 2019/20.

Czyżby?

Phoenix Suns, Minnesota Timberwolves i Charlotte Hornets. Co łączy te drużyny? Do niedawna ogólne przekonanie, że w rozpoczynającym się sezonie będą służyć głównie jako dostarczyciele łatwych zwycięstw. Mało kto spodziewał się, że powalczą o coś innego niż wybór w czołówce Draftu, szczególnie w obliczu problemów ze zdrowiem i zawieszeniami swoich najlepszych zawodników. Tymczasem, ekipy, które już dawno nie pojawiały się w pozytywnych sekcjach podobnych zestawień, na razie imponują. Znajdują się w czołowych ósemkach swoich konferencji i prezentują ciekawą koszykówkę po obu stronach parkietu. Pytanie tylko: na jak długo?

Indywidualnie

Pozytywnie zaskakują też pojedynczy zawodnicy. Andre Drummond wygląda jak najlepszy zbierający w historii ligi, wśród tych, którzy nie mieli na imię Dennis, a Domantas Sabonis razem z Malcolmem Brogdonem mogą udowodnić, że oldschoolowa koszykówka ma jeszcze miejsce w tej nowej, ciągle rzucającej NBA. „To tylko początek sezonu”, ale Pacers mogą stworzyć nowych All-Starów w tym roku.

Druga strona medalu

Po raz kolejny nie brakuje jednak tych, którzy zawodzą. Do Warriors, którym przytrafiła się idealna wymówka w postaci złamanej ręki Stephena Curry’ego, dołączyli Houston Rockets. Najpierw stracili 158 punktów w jakimś cudem wygranym starciu z Washington Wizards, a kilka dni później, już bez końcowego sukcesu, dali sobie rzucić 46 oczek w pierwsze 12 minut koszykówki z Miami Heat. James Harden jest na razie 17/79 w rzutach za trzy, a jakimś cudem jest element gry, w którym wygląda jeszcze gorzej. Obrona.